Kornwalia – piękno na wyciągnięcie dłoni
Zwiedzać trzeba z głową. Najlepiej ułożyć sobie plan i systematycznie go realizować. Odległe podróże zawsze zapewniają ogrom emocji, jednak wyjazdy do egzotycznych krajów mogą skończyć się na szoku kulturowym, który nie sprzyja dalszym eksploracjom. Najlepiej więc zacząć od miejsc bliższych i powoli iść dalej, poznawać coraz to oryginalniejsze miejsca.
Kornwalia nie jest daleko, w końcu hrabstwo to znajduje się w Wielkiej Brytanii, która dla wielu Polaków jest drugim domem. Jednakże, mimo iż jest tak blisko, często mówi się o niej, że jest końcem świata. Dlaczego? Zaraz za Kornwalią znajduje się Ocean Atlantycki i długo, długo nic. W dawnych czasach był to wystarczający powód, aby uznać, że skoro gołym okiem nie widać żadnego lądu, to musi być już koniec. Dzisiaj wiemy na ten temat trochę więcej, jednak nazywanie tych ziem końcem świata ma w sobie dużo uroku, któremu trudno się oprzeć.
Po co jednak wybierać się na 'koniec świata’? Trochę dla przygody, ale głównie dla odpoczynku. Panuje tu łagodny klimat przez co lata są ciepłe oraz słoneczne. Zupełnie, jakby nie było się w Anglii! Nawet pozostałe pory roku są na tyle przyjemne, że można zrobić sobie tutaj wakacje choćby i zimą. Niezależnie od sezonu, Krajobraz górniczy Kornwalii i Zachodniego Devonu zawsze znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tak, cały krajobraz. Jaka jest więc Kornwalia? Przede wszystkim piękna. Jednak nie do końca spokojna. Wprawdzie nie ma tu żadnych zagrożeń, ale Kornwalijczycy – naród celtycki, marzą o zwiększonej autonomii, więc często pojawiają się napięcia na linii Kornwalia – Wielka Brytania. Są to jednak wewnętrzne problemy, które raczej nie są odczuwalne przez obcokrajowców, a jedynie wzbudzają frustrację wśród mieszkańców.
Bycie w Kornwalii oznacza, że praktycznie cały czas jest się nad morzem. Oddycha się świeżym powietrzem, silny wiatr plącze włosy, a na języku można wyczuć nutkę soli. Dzięki temu jest to idealne, i dla wielu ulubione, miejsce na surfowanie oraz naukę tego sportu. Przylatują tu nawet Australijczycy, którzy przecież nie narzekają na brak fal u siebie. Otoczone imponującymi klifami plaże jak żadne inne zapewniają więc rozrywkę i odpoczynek. Każdy podróżnik znajdzie tu coś dla siebie. Oprócz plaż są tu również malutkie miasteczka i ich porty, charakterystyczne dla miejsc, których życie wciąż dyktowane jest przez to, co przyniesie morze. Aby zobaczyć, jak naprawdę wygląda koniec świata, należy udać się na The Land’s End – jest to najbardziej wysunięty na zachód fragment Wielkiej Brytanii. Przez chwilę można zapatrzeć się na niebieską taflę morza i napawać się spokojem wyobrażając sobie, że nic więcej nie istnieje.
Kupując pocztówki dla znajomych na wielu z nich znajdziemy St. Michael’s Mount, wyspę, która znajduje się u wybrzeży hrabstwa. Wznosi się na niej majestatyczny, trochę mroczny budynek benedyktyńskiego opactwa. Chociaż otoczona jest wodą, to gdy nachodzi odpływ morze odkrywa groblę, po której można przejść, aby dostać się na wyspę. Pasjonaci starego budownictwa mogą również zachwycić się neogotycką katedrą Najświętszej Marii Panny w Truro – stolicy Kornwalii, albo wybrać się do Tintagel, gdzie ujrzą ruiny zamku, w którym według legend urodził się słynny król Artur. Niedaleko Tintagel znajduje się również Muzeum Czarnoksięstwa, w którym poznać można rytuały, składniki tajnych mikstur, zobaczyć zdjęcia czarownic, a może nawet odnaleźć swoje powołanie. Kornwalia nigdy nie doczekała się się ogromnych metropolii, więc kto wie, co kryje się w małych, cichych miasteczkach.
Wiemy, że na pewno są tu… palmy. Swego czasu warszawska palma wzbudziła sporo kontrowersji w naszym kraju, ale na Kornwalijczykach palmy nie robią wielkiego wrażenia. W hrabstwie znajduje się największa szklarnia na świecie, Eden Project, która udowadnia, że chcieć znaczy móc i nawet nieodpowiedni klimat nie stanowi problemu. Palmy, bananowce, kakao i inne – zawartość jest naprawdę imponująca. Warto wybrać się w okolice St. Austell, ponieważ już sama szklarnia jest warta zobaczenia z zewnątrz. Przytulone do siebie szklane kopuły przypominające fakturą plaster miodu są jedną z niewielu rzeczy, które nadają zielonej okolicy iście futurystyczny wygląd.
Tradycyjnie już pisemną podróż zakończyć trzeba na jedzeniu. Kornwalia oferuje bowiem coś, co powinno smakować każdemu polskiemu podróżnikowi – swoją wersję pierogów. Nazywają się Cornish pasties i obejmują całą gamę pysznych, pieczonych pierogów z różnymi nadzieniami. Od maja do września można liczyć na imprezy kulinarne (np. Cornwall Food & Drink Festival), które jak mało co są w stanie zmniejszyć dystans między mieszkańcami a przyjezdnymi. Nic nie pomaga w budowaniu przyjaźni tak, jak dobre jedzenie i odrobina alkoholu.